Każdy dzień jest ważny
Józefa i Kazimierz Adamscy cenią sobie spokojne życie w bloku nr 4 na os. Jasnym. Pomimo trudnych doświadczeń życiowych, pozostają pogodni i wzajemnie się wspierają.
Pani Józefa w bloku nr 4 wraz z pierwszym mężem i dwoma synami zamieszkała latem 1972 roku. Na mieszkanie czekała dwa lata, pracowała wówczas w Silesianie, otrzymała z zakładu bezzwrotną pożyczkę.
Do Dzierżoniowa przyjechała wraz z rodziną z Rzeszowskiego, zamieszkali przy ul. Kopernika. Całe swoje życie zawodowe – 35 lat, poświęciła Silesianie. Pracowała na tkalni, zaczynała jako piętnastolatka, najpierw na krosnach, a później jako tkacz – pomoc. Praca była ciężka, zmianowa. W wyniku redukcji zatrudnienia odeszła na emeryturę w 1994 roku.
Pan Kazimierz pochodzi z Sieradza. Do Dzierżoniowa przyjechał do siostry, jako osiemnastolatek, w 1956 roku. Przez dwa lata pracował w Delanie, następnie poszedł do wojska. Kolejne trzydzieści lat przepracował w dzierżoniowskiej spółce Wodociągi i Kanalizacja.
– Byłem zatrudniony jako spawacz. Niestety, spawalnictwo nie jest obojętne dla zdrowia – wdychanie oparów, podrażnienia oczu. Obecnie spawanie ręczne jest wycofane, kiedyś zakładało się jedynie maskę i okulary. Dodatkowo ta branża jest trudna, w wodociągach szczelność była kluczowa, woda „wszystko pokazała”. Pracowało się także w terenie, w wykopach – wspomina pan Kazimierz.
Państwo Adamscy są w drugim małżeństwie. Sporo w życiu przeszli – mąż pani Józefy zmarł nagle w wieku zaledwie 50 lat, żona pana Kazimierza odeszła w wieku 47 lat po ciężkiej chorobie. Znali się jeszcze z młodzieńczych lat, kiedy byli sąsiadami na ul. Kopernika. Znaleźli w sobie oparcie, pobrali się i są razem już od dwudziestu dwóch lat. Pani Józefa ma dwóch synów i cztery wnuczki, pan Kazimierz syna i córkę oraz pięcioro wnucząt i dwóch prawnuków.
– Dobrze, że mamy siebie. Samotność, zwłaszcza w starszych latach jest trudna, smutna. Jest z kim porozmawiać, czasem się pokłócić – śmieją się państwo Adamscy.
Moi rozmówcy wspominają, że w latach 50. w miejscu obecnego os. Jasnego rosła jeszcze pszenica. A wraz z budową kolejnych bloków osiedle zmieniało się – powstawały chodniki, uliczki, sklepy.
– Jestem zadowolona zarówno z mieszkania, jak i z lokalizacji. Sąsiedztwo mamy dobre, większość to tak jak ja, pierwsi lokatorowie – mówi pani Józefa. – Pamiętam jedynie problemy z wodą, ale taka sytuacja była w całym mieście. Trzeba było schodzić po nią do piwnicy. Kiedy przeprowadziliśmy się tutaj z mieszkania komunalnego przy ul. Kopernika, syn strasznie cieszył się z kąpieli w wannie, zawsze było mnóstwo radości. Tam nie mieliśmy takich warunków, to było jak skok cywilizacyjny. Łazienka w mieszkaniu, ogrzewanie – nie trzeba było palić w piecu.
W wolnym czasie wspólnie z mężem chodzą na spacery drogą w kierunku Uciechowa, uczestniczą w zabawach – potańcówkach organizowanych w spółdzielni, oglądają telewizję – pani Józefa ceni sobie seriale, pan Kazik raczej stawia na politykę, a także odwiedzają dzieci i wnuki. Życzą sobie, żeby im tylko zdrowie dopisywało.
– W naszym wieku każdy dzień jest ważny, nie wiadomo, ile jeszcze czasu zostało, trzeba to cenić – zamyśla się pani Józefa.